email: biuro@fzz.org.pl
tel: (+48) (22) 628 73 75
Logo Forum Zwiazkow Zawodowych

Forum Związków Zawodowych

Apel

24-04-2016, 22:41
Okres jesienno-zimowy, to czas wzmożonej aktywności wszelkiego rodzaju wirusów, które powodują u ludzi przeziębienie. Kto z nas nie doświadczył owego przeziębienia: katar, kaszel, ból mięśni, a także stan podgorączkowy - i cała chęć do życia ulatuje. W głowie jest tylko jedno: położyć się w łóżku i przeleżeć ten okropny czas. Przed laty w takim momencie szło się do lekarza, który wypisywał zwolnienie na kilka dni. Łóżko i herbata z cytryną lub malinami były sprzymierzeńcami w walce z wirusem. Dzisiaj nie jest to tak oczywiste. Przez lata zmienił się pogląd, szczególnie pracodawców, na kilkudniowe zwolnienia lekarskie. Wrzucono do jednego worka bumelantów, osoby migające się od pracy, z osobami, którym te kilka dni zwolnienia chorobowego przyznanego na leczenie przeziębienia pozwala wrócić do formy. To spowodowało, że wielu pracodawców wprowadziło do regulaminów pracy, szczególnie tam, gdzie nie ma lub nie było związków zawodowych w chwili tworzenia takich dokumentów, zapisy przyznające dodatki za „niechorowanie”. Zapisy są tak sprytnie ułożone, że nie ma formalnie do czego się przyczepić. Ktoś zapyta: czy jest o co kopie kruszyć? Nagradzani są ci, co nie chorują, inni w tym czasie muszą wykonać za nich pracę - takie argumenty pojawiają się w pierwszej kolejności. Refleksja przychodzi później. No bo jakie są tego konsekwencje? Czy ktoś prowadzi takie wyliczenia w firmie?

 Chory pracownik ma do wyboru trzy opcje:

1. Iść na zwolnienie
Po pierwsze, jeśli uda się mu dostać do lekarza (co w okresie wzmożonej zachorowalności wcale nie jest takie oczywiste) i dostanie L4 na kilka dni, to straci ową premię. I to niezależnie od tego, czy będą to dwa dni na „podkurowanie się”, czy ponad pół miesiąca nieobecności w pracy – a mowa nawet o kilkuset złotych różnicy. Ponadto za czas zwolnienia będzie miał zapłacone zgodnie z przepisami 80% wynagrodzenia. Przy obecnych stawkach wynagrodzeń takie pomniejszenie finansów dla domowego budżetu jest nie do przyjęcia przez wiele osób.

2. Wziąć urlop
Dobrze, gdy ma taką możliwość. W innym przypadku może skorzystać (o ile zgodzi się na to pracodawca) z paru dni bezpłatnego urlopu. Tyle że takie rozwiązanie nie powinno w ogóle mieć miejsca. Urlop powinien służyć wypoczynkowi, a nie leczeniu. Nie ma nawet co uzasadniać tego oczywistego stwierdzenia.

3. Pracować
I w tym czasie stosować jakąś kurację Niestety, jest to dość powszechnie stosowane rozwiązanie, którego skutki dotykają wielu osób. Nawet pojawiła się już nazwa dla tego zjawiska: prezenteizm. Słowo wywodzi się od angielskiego słowa "present" tłumaczonego jako „obecny”.

Pracodawcy w większości jeszcze nie zauważają negatywnych skutków prezenteizmu. Chory pracownik gorzej pracuje, jest mniej wydajny i zaraża współpracowników. W efekcie czego za parę dni już nie jeden, a kilkoro z nich pracuje mniej efektywnie. Koszty firmy rosną z tego tytułu, a gdy choroba wreszcie jednak „położy” do łóżek więcej niż jedną osobę, dodatkowo koszty niewykonanej pracy lub koniecznych zastępstw będą o wiele wyższe niż sama premia za „niechorowanie”. Chora osoba rozsiewa wirusy w środkach komunikacji miejskiej, w sklepie itp. Tych kosztów społecznych pracodawca w ogóle nie dostrzega, bo przecież nie ma ich zapisanych w finansach firmy. Gdy mamy do czynienia z placówkami ochrony zdrowia (a według mojej wiedzy to właśnie w regulaminach pracy firm działających w tej branży często znajdują się wspomniane zapisy dotyczące dodatków za „niechorowanie”), chory pracownik naraża również pacjentów tych placówek na dodatkowe komplikacje spowodowane kontaktem z wirusami. Tak kompleksowo na „banalne” przeziębienie nie patrzy ani pracownik, ani pracodawca. 
 Oczywiście przyczynami funkcjonowania zjawiska prezenteizmu są nie tylko zapisy w regulaminach pracy wywierające na pracownikach finansową presję, aby stawiali się do pracy mimo choroby.

Ale o tym napiszę być może przy innej okazji.