Są sprawy, które łączą środowiska lewicowe i prawicowe - taką jest między innymi kompleksowa umowa gospodarczo - handlowa EU - Kanada czyli #CETA. Temat ten rozgrzewa prawie wszystkich - polityków, społeczników, dziennikarzy i nas, zwykłych zjadaczy chleba.
Największy mankament wspomnianej umowy stanowi ogromna tajemnica, którą jest owiana, brak jest również szerokiego dostępu do treści dokumentu, który liczy tysiąc stron. Niewiele osób ma właściwie do niego jakikolwiek dostęp. Cóż takiego w nim się znajduje, że jest tak reglamentowany dla opinii publicznej?
Jest mi trudno uwierzyć w takie banały i głodne kawałki, które przedstawiciele zagranicznego kapitału z partią .Nowoczesna Ryszarda Petru próbują nam wciskać - konkurencja, lepsza jakość produktu, dostęp do rynków itd. Takie argumenty byłyby przekonujące, gdyby polska gospodarka był tygrysem europejskim, a jesteśmy raczej rysiem. Najlepszy przykład - nie poradziliśmy sobie z ekspansją zagranicznych sieci - ogromna ilość sklepów wielkopowierzchniowych zniszczyła lokalnych kupców, często małe, rodzinne sklepy.
Bardzo ciekawym zjawiskiem jest zaangażowanie różnych środowiska z lewej strony jak i prawej strony życia publicznego. Oczywiście każda ze stron używa innych argumentów, jedni bronią zdrowej, niemodyfikowanej żywności, inni bronią rodzimych wytwórców czy przedsiębiorców. W każdym bądź razie cel jest wspólny, „NIE” dla „korpo - zagłady”, gdzie najważniejszy jest tylko i wyłącznie wynik finansowy bez względu na koszty. Korporacje w XXI w. nadal są synonimem wyzysku i degradacji narodowych gospodarek.
Jedno jest pewne na manifestacjach przeciwko #CETA spotkają się wszyscy, podobnie jak w przypadku ACTA.